czwartek, 13 października 2016

O tym jak łatwo można zwariować, czyli anorexia nervosa

Dzisiaj znowu więcej o problemach i zaburzeniach. Szczególnie o jednym wciąż bardzo aktualnym.

Opowiem Wam historię mojej znajomej, K, która próbowała zgubić parę kilogramów.
Zaczęła się spokojnie, nie wzbudzając niepokoju, bo przecież odchudzanie i bycie fit jest teraz TAKIE MODNE. Tymczasem często pomału zabija ofiarę od środka, powodując cholerny ból psychiczny i pozbawiając resztek tłuszczu i mięśni z ciała.

Oto ona. Anorexia nervosa.





K miała dwadzieścia kilka lat. W jej opowieściach słyszałam wiele o potrzebie zdobycia akceptacji otoczenia i zainteresowania rodziców, którzy akurat przeżywali kryzys. Niewinnie zaczęła odchudzanie, rezygnując z bardziej "tuczących" produktów. W pierwszym miesiącu zgubiła około 6 kilogramów. Potem okazało się, że to nie wystarcza. Trzeba zgubić więcej, szybciej! Pozostając na diecie 'jogurtowej' robiła się coraz węższa, odkrywając coraz więcej kosteczek, robiąc się coraz bardziej blada. Mimo, że dawno już osiągnęła swój pierwotny cel czyli zgubienie jakichś 10 kilogramów, nie zrobiła się pogodniejsza i usatysfakcjonowana swoim wynikiem. Rozmawiając z nią nie widziałam już tej wesołej K, która może i miała kilka kilo za dużo, ale przynajmniej ciągle się śmiała, cieszyła się życiem i uwielbiała spędzać czas z innymi ludźmi. Znajomi, których sama nazwała 'obcymi ludźmi, którzy wcale jej nie znają' podziwiali ją, ale nie widzieli hektolitrów smutku przelewającego się przez jej ciało. Ograniczenie jedzenia wciągnęło ją na dobre, zaczęła biegać, ćwiczyć, jeść 200 kalorii dziennie, ważyć najmniejsze wafelki ryżowe i rozdzielać je tak, by przypadkiem nie zjeść o 1 kalorię za dużo. Popadła w obsesję, mdlała na siłowni...


Właściwie nie wiem, czy jest sens by pisać o tym czym anoreksja jest. Chyba wszyscy to wiemy. Anoreksja jest zaburzeniem odżywiania, chorobą, obsesją. Objawia się niesamowitym lękiem przed przytyciem oraz zaburzonym obrazem własnego ciała. Chorej osobie wydaje się, że wciąż jest zbyt gruba, wciąż powinna zmniejszyć swoją wagę, mimo że rzeczywiście cierpi już na niedowagę. 

Anoreksja jest zatem okrutną chorobą, wyniszczając często prowadzi do śmierci. Jedną zastanawiającą mnie kwestią jest to, dlaczego jednym z kryteriów stwierdzenia anoreksji jest BMI równe lub mniejsze od 17,5. A więc jeśli dziewczyna waży więcej, czasami dużo więcej i zaczyna się głodzić i obsesyjnie pragnie dorównać wyglądem słynnej Twiggy, gubiąc przy tym 30 czy 40 a może i więcej kilogramów to nie stwierdzamy anoreksji aż do momentu gdy będzie ważyła te swoje 40 kilka kilogramów? Przepraszam, gdzie w tym sens? Sądzę, że osoba nie musi być maksymalnie wychudzona by nazwać ją anorektyczką. Jej waga startowa nie musi znajdować się w granicach normy. Anoreksja to myślenie, to obsesja, to lęk towarzyszący każdemu spojrzeniu na jedzenie, a nie liczba na wadze. 

W internecie wciąż jest wiele stron 'pro-ana', propagujących odchudzanie, wychudzenie, restrykcyjną dietę, głodówkę i katorgiczny trening. 'Motylki', bo tak te młode dziewczęta się nazywają, w ich opinii wzajemnie się wspierają, tak naprawdę prowadzą wyścig, w którym kryterium zwycięstwa jest większa ilość wystających kości. Czym jest meta? Śmiercią? Wydaje się, jak gdyby fora zrzeszające chore osoby były klubami samobójców, coraz bardziej zbliżających się do nieszczęsnego aktu. Bo przecież osoba cierpiąca na anoreksję niewiele różni się od samobójcy. Oboje dążą do autodestrukcji...

Jak skończyła się historia K? W końcu się otrząsnęła. Wygrała z anoreksją. Co ciekawe, walkę tę wygrała sama, bez pomocy psychologa czy psychiatry. Przyznaję, że byłam jedną z nielicznych osób, które zdawały sobie sprawę z jej problemu. Mimo, że jestem z niej dumna to wciąż utrzymuję, że jedyną drogą by poradzić sobie z atakiem anoreksji jest psychoterapia. 

Nieważne jak bardzo silnymi ludźmi jesteśmy - wsparcie ze strony innych i profesjonalna pomoc jest konieczna, choćby dlatego że zaczyna nazywać rzeczy po imieniu - "odchudzanie" nazywa po imieniu "anorexia nervosa", słowo "dieta" zmienia na "głodzenie się". Daje poczucie sprawstwa i pewności, że nie jest się samym. Pozwala zmienić myślenie o swoim ciele i w pełni je pokochać. A przecież to właśnie jest kluczem do szczęścia.

czwartek, 25 sierpnia 2016

Kobieta w kulturze muzułmańskiej - psychologiczne podejście do islamu


Tegoroczne wakacje spędzam w Anglii, trenując swój angielski, spotykając nowych ludzi, a przede wszystkim poznając nowe miejsca i nowe kultury. To, co robi tu na mnie największe wrażenie to tutejsza różnorodność kulturowa. Miks prawdziwych Anglików, ciemnoskórych, hindusów, muzułmanów, żydów, azjatów i wielu wielu innych. Mieszanina różnych kolorów skóry, języków, strojów i zachowań. Pozostaję w stanie fascynacji ilekroć wychodzę z domu. Lubię obserwować inne przyzwyczajenia i zachowania, zastanawiam się co siedzi w głowie każdego z nich. Wszyscy jesteśmy tu przecież tak podobni, wszyscy szukamy tu szczęścia, pracujemy, żyjemy, z drugiej strony wszyscy co innego jemy na śniadanie, inaczej modlimy się czy inaczej obchodzimy ceremonię zaślubin. Moim szczególnym zainteresowaniem obdarzam kobiety muzułmańskie. Jak one żyją i funkcjonują w swojej kulturze? Spójrzmy.


Kobieta w islamie, podejście psychologiczne



Uwielbiam spoglądać na młode muzułmanki. Mimo, że chowają swoje włosy pod hidżab,to na ich twarzach nigdy nie brakuje idealnego makijażu. Mało która obecnie nosi dżilbab, czyli tradycyjną szatę zakrywającą całe ciało. Ba, można by nawet uczyć się od nich mody! Często noszą torebki od Chanel czy choćby Michaela Korsa, a funkcję hidżab pełnią chusty od Prady. To właśnie dostrzegają przechodnie mijający je każdego dnia. Mało kto spośród innowierców wie jak wygląda ich życie. Mało kto wie, że może ta dziewczyna, która minęli dzisiaj na ulicy jest jedną z ponad połowy z 700 milinów muzułmańskich kobiet pozbawionych podstawowych praw, takich jak swoboda wyboru partnera, swoboda ubierania się, stylu życia czy właśnie... religii.


Islam odbiera im możliwość zakochania się i bycia z osobą, którą darzą uczuciem. Narusza więc jedną z podstawowych potrzeb według Masłowa. Dziewczęta są wydawane przymusowo za mąż, nie będąc jeszcze wcale ani psychicznie ani fizycznie gotowe do małżeństwa. Związek nie opiera się na równości. Kobieta jest tą słabszą, nieczystą, nieposłuszną, głupszą istotą, dlatego dozwolone jest stosowanie na niej kar cielesnych, które mają ponoć 'uprzejmie przypominać, o tym, że miłość i przyjaźń, które nakazał Allah wciąż znajdują się w ich związku'... Kobieta nie może zrealizować zatem potrzeby uznania, gdyż w oczach muzułmanina zawsze będzie niczym innym, niż tylko mało znaczącą żoną. Idąc dalej - kobieta musi być dziewicą przed zamążpójściem. Niespełnienie tego wymogu często wiąże się z karą w postaci 100 razów. Oprócz okresu menstruacji i okresu okołoporodowego mąż ma prawo wymagać od niej współżycia seksualnego kiedy tylko ma na to ochotę.


Jeszcze bardziej zniewolona jest kobieta w konswerwatywnej Arabii Saudyjskiej. Prawnie traktowana jest jak dziecko – bez zgody swojego opiekuna (najpierw ojca, potem męża) nie może pracować, opuszczać domu ani kraju. Nie może się realizować w sposób jaki sama by tego chciała. Na czas wyjazdu dostaje swego rodzaju dowód osobisty z możliwością lokalizacji – żeby przypadkiem nie ruszyła się gdzieś bez zgody swojego opiekuna. Nie może opuszczać domu bez założenia abai (szaty zakrywającej ciało 'od stóp do głów'). Mam wrażenie, że to takie ukrywanie kobiety przed światem, chowanie jej, odgradzanie jej, jak gdy kolejny symbol jej niskiej wartości w owym społeczeństwie. My nazywamy to więzieniem. One – beztroskim życiem, wolnym od płacenia rachunków, sprzątania domu czy pracy. 


Inaczej sprawa wygląda w Nigerii – tu niezamężna kobieta w ciąży może zostać ukamieniowana. W Algierii kobiety grające w piłkę nożną są mordowane. W Kaszmirze karą za nienoszenie burki jest strzał w stopę. W Jordanii regularnie mają miejsce honorowe morderstwa, gdzie męscy członkowie danej rodziny mordują kobietę — siostrę lub córkę — ponieważ według nich zhańbiła honor rodziny. W Somalii młodym dziewczętom zszywa się wargi sromowe. W Bangladeszu i Pakistanie kobietom odmawiającym małżeństwa lub sprzeciwiającym się małżonkom wylewa się kwas siarkowy na twarz. A w Afganistanie kobietę, która została zgwałcona czeka więzienie.


Posłuszeństwo jest egzekwowane bardzo skutecznie, pod groźbą przemocy a nawet śmierci. Mówi się, że nawet 91% z zabójstw honorowych na świecie to zabójstwa dokonywane przez muzułmanów. Ponoć tutaj, w samej Wielkiej Brytanii dochodzi do 17 tysięcy przymusowych małżeństw, napaści seksualnych czy innych aktów przemocy a nawet morderstw. W Turcji odsetek przemocy względem kobiet wynosi 42%. W Maroko... 82%. Świadczy to o braku zaspokojenia kolejnej fundamentalnej potrzeby według Maslowa - potrzeby bezpieczeństwa. Co więcej, w Arabii Saudyjskiej funkcjonuje policja religijna, której obowiązkiem jest między innymi legitymowanie par na ulicach, by upewnić się czy na pewno są oni małżeństwem oraz sprawdzanie czy sklepy zamykane są pięć razy dziennie na czas modlitwy. Policję religijną lub inaczej patrole muzułmańskie spotkać można obecnie i na ulicach Wielkiej Brytanii, Hiszpanii czy Niemiec.


Analizując kulturę muzułmańską nietrudno dopatrzeć się wielu przykładów łamania praw człowieka. No ale mamy przecież Powszechną Deklarację Praw Człowieka. Co z nią? Okazuje się, że jest kompletnie niewiążąca w krajach muzułmańskich. Tam zamiennikiem jest Kairska Deklaracja Praw Człowieka, która pozostawia szeroką przestrzeń do własnej interpretacji przepisów, co pozwala na usprawiedliwienie szariatem każdego nadużycia. Z drugiej strony wiele się zmienia. Wielu młodych muzułmanów opuszczą rodzime kraje by studiować na najlepszych uczelniach świata. Ponoć w samej Polsce mamy ponad 850 studentów z Arabii Saudyjskiej, z czego większość to kobiety. Część z muzułmanek zyskało prawo do świadczenia przed sądem, dziedziczenia czy zakładania własnych firm. Pomimo więc licznych ograniczeń pewne elementy islamu rozwijają się ku zachodowi. Jednakże tylko w Turcji prawo zezwala na równouprawnienie płci. Kolejna rzecz na jaką warto zwrócić uwagę to niejednolitość krajów muzułmańskich i muzułmanów. Tak jak nie każdy z katolik jest ortodoksyjny i chodzi co niedzielę do kościoła, tak i nie każdy muzułmanin musi przestrzegać każdego założenia swojego religijnego prawa. 


Co sami o tym sądzicie? Jaki jest Wasz pogląd na islam?



Źródło:http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,8813http://www.focus.pl/czlowiek/zlote-kraty-czyli-zycie-kobiet-w-arabii-saudyjskiej-11859strona=2http://www.polishexpress.co.uk/islamski-autorytet-wyjasnia-jak-odpowiednio-dyscyplinowac-zone/

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Syndrom DDA - człowiek, który kochał mnie za mocno

Dzisiaj trochę mniej 'gdybania' i filozofowania, trochę więcej faktów i czystszej psychologii.Pragnę opowiedzieć Wam o mojej licealnej znajomości. Znajomości, która wiele mnie nauczyła, ale i wiele kosztowała, patrząc z perspektywy czasu może i była jednym z wielu powodów wybrania przeze mnie zawodu psychologa.
Syndrom DDA
źródło: http://opalenica24.info/2014/08/25/grupa-wsparcia/

Poznałam mężczyznę, który mnie zauroczył. Nazwijmy go T. Był zabawny, rozmowny, wspólnie spacerowaliśmy nad Wisłą, chodziliśmy do kina czy oglądaliśmy gwiazdy. I choć minęło tylko pięć lat jego obraz widzę w pamięci przez mgłę. Czasami po prostu nie umieliśmy się porozumieć. Zupełnie jakbyśmy mówili w dwóch rożnych językach. Po kilku tygodniach znajomości chciałam uciekać. Mówiłam, że nie potrafię tego dłużej znieść i chcę zakończyć naszą relację. On łapał mnie w ramiona na środku ulicy, zaczynał płakać jak dziecko i prosił bym go nie zostawiała. Nie potrafiliśmy rozmawiać, więc ja wciąż uciekałam, a on wciąż prosił mnie o zostanie. Nie umiem zliczyć ile razy chciałam się rozstać. Dziesięć? Piętnaście? Może Dwadzieścia? Może i więcej... W końcu wytrwałam z nim rok.W gruncie rzeczy radził sobie całkiem nieźle. Skończył szkołę średnią, miał wsparcie w starszej siostrze i mamie. Po technikum rok czy dwa siedział bezczynnie w domu, pobierając pieniądze z zusu, ale później wziął się w garść i rozpoczął pracę, stanął na własnych nogach. Nie potraficie wyobrazić sobie jak bardzo cieszyła go praca, fakt, że sam zarabiał na życie i doczekał się umowy o pracę.

T. jest dorosłym dzieckiem alkoholika. Jego ojciec pił przez większość dzieciństwa, wszczynał awantury i nieraz używał agresji fizycznej, a gdy ten miał 12 lat, powiesił się w piwnicy, czego T. był świadkiem. 12 latek widzący swojego ojca wiszącego pod sufitem... Wciąż zastanawiam się czy można wymazać ten obraz z pamięci?

Syndrom DDA to zespół utrwalonych osobowościowych schematów funkcjonowania psychospołecznego powstałych w dzieciństwie w rodzinie alkoholowej. Cechy te ułatwiają życie w rodzinie dysfunkcyjnej, ale utrudniają funkcjonowanie poza nią. Sam syndrom Dorosłego Dziecka Alkoholika nie funkcjonuje jako osobna jednostka chorobowa (wg ICD-10) lub jako zaburzenie osobowości (wg DSM). Kryteria diagnostyczne są nieostre, dlatego przypisuje się im tak zwany efekt horoskopowy (ludzie uznają za bardzo trafne opisy własnej osobowości, które w rzeczywistości są jedynie ogólnymi zestawami danych odnoszącymi się do znacznej grupy ludzi).

DDA charakteryzuje się przeżywaniem i interpretowaniem aktualnych wydarzeń i relacji przez pryzmat bolesnych doświadczeń z dzieciństwa, przy czym nie jest to uświadomioneWśród przyczyn wymienia się traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa, nadużycia seksualne, niezaspokojenie potrzeb i zaniedbania rozwojowe, przemoc domowa, stałe napięcie i życie w przewlekłym stresie, brak spójnych norm i wartości, brak bliskości.

Czym objawia się syndrom DDA? Jaki był T.? Miał niską samoocenę. Potrafił otwarcie mówić o swoim dzieciństwie, ale miałam wrażenie jakby wypierał wszelką krzywdę jakiej doświadczył. Mimo wszystko pragnął mieć swojego ojca żywego, mimo tego jak bardzo cierpiał w dzieciństwie. Miał trudność w budowaniu relacji z kobietami (mimo starań przychodziło to z wielkim trudem). Miałam wrażenie, że nie jest świadomy tego jaka rola przypada mu w związku z byciem mężczyzną. Starał się mnie kontrolować, nie pozwalał mi odejść. Wciąż bał się, że go zostawię, płakał wtedy rzewnymi łzami, nawet gdy stał pośrodku tłumu ludzi. Bardzo pragnął ciepła, normalnej rodziny, bycia dla kogoś ważnym. Bardzo mocno chciał być kochany. Sam kochał wręcz za mocno, zaborczo, trwale. Był ode mnie uzależniony. Pragnął normalnej spokojnej relacji, ale wątpił w siebie, nie potrafił stawiać sobie celów, żył z dnia na dzień.

Wielokrotnie przekonywałam go do pójścia na spotkanie grupy wsparcia DDA. To jeden ze sposobów pracy z osobą z syndromem DDA. Tego typu grupa jest grupą samopomocową – każdy opowiadania o swoim doświadczeniu, możliwe jest więc korzystanie z doświadczenia innych uczestników. Spotkania takie trwają najczęściej 2 godziny i są w pełni anonimowe. Prowadzi je osoba ze wspólnoty DDA, najczęściej ta z największym doświadczeniem lub ta najlepiej radząca sobie na terapii.Innymi sposobami radzenia sobie z tragicznymi wspomnieniami z dzieciństwa jest rozpoczęcie terapii indywidualnej z psychoterapeutą lub terapii grupowej, którą prowadzi psychoterapeuta.

Widok cierpiącego człowieka był dla mnie samej traumatyczny. Najbardziej poruszający był dla mnie widok jego łez. Skoro wszyscy zdrowi, stabilni emocjonalnie ludzie bardzo mocno przeżywają rozstania, jak może się czuć osoba, którą ktoś wcześniej ciągle zawodził, porzucał i krzywdził? Ktoś, kto nigdy nie poczuł prawdziwej bliskości, ktoś kto żył w ciągłym lęku? Ktoś, kto każdego poranka budził się i wyczekiwał do wieczora, zastanawiając się czy tym razem ojciec wróci pijany czy trzeźwy? Czy znowu uderzy każdego w domu i będzie awanturował się bez powodu? Znowu rozbije lampę i rzuci garnkami o ziemię? Czy po prostu zaśnie w rowie jak kiedyś? Te opowieści słyszałam wieczorami, patrząc na łzy mężczyzny, którym byłam zauroczona.


Czy Wy kiedyś też poznaliście kogoś z syndromem DDA? Może sami zmagacie się z własnymi doświadczeniami? Zachęcam do dyskusji w komentarzach!



Źródło:http://www.stowarzyszenie.edu.pl/projekty-2010/program-partnerstwa-transgranicznego-kompetentna-pomoc-wspouzalenionym/syndrom-dda-objawy-przyczyny-i-leczeniehttps://pl.wikipedia.org/wiki/Doros%C5%82e_Dzieci_Alkoholik%C3%B3w

piątek, 12 sierpnia 2016

Miłość i szczęście czy zdrada i rozwód?


Każdy z nas każdego dnia mija na ulicach szczęśliwe pary. Uśmiechają się, przytulają, całują, trzymają za ręce. Większość z nich to jeszcze nastolatkowie lub młodzi dorośli. Czasami mamy jednak szczęście spotkać trzymająca się za dłonie parę staruszków. Czy istnieje coś bardziej poruszającego? Chyba każdy z nas chciałby w ostatnie lata swojego życia mieć przy sobie ukochaną osobę, tą samą co dziesięć, dwadzieścia i trzydzieści lat temu. Tą samą, której powiedziało się sakramentalne „tak”, tą samą z którą wychowało się dzieci i przeżyło setki chwil radości i smutku. Może i przeżywamy teraz wiosnę życia i stabilizacja nie jest jedynym czego potrzebujemy. Może wciąż chcemy doświadczać nowości, bawić się i próbować, ale w głębi serca szukamy kogoś, kto przejdzie z nami przez życie, a kiedyś rozjaśni jesień życia. Zastanówmy się zatem jak to możliwe, że w dziesiątek tysięcy rozwodów (w 2013 roku aż 66 tysięcy) pozostają wśród nas pary szczęśliwe, które razem się starzeją?

Miłość i szczęście czy zdrada i rozwód?



Związki małżeńskie najczęściej rozpadają się z powodu zdrady, ale często przyczyną jest niezgodność charakterów czy niedobranie seksualne. Skąd więc ludzka skłonność do zdrady? John Newman, zapytany kiedyś o to jak pozostaje wierny swojej żonie przez lata, odpowiedział 'Why go out for hamburger when you could have a steak at home ' („Po co wychodzić na miasto na hamburgera, skoro można mieć steka w domu”). No właśnie – po co szukać szczęścia poza rodziną, pośród czegoś co nieznane i nowe, kiedy można pracować nad szczęściem z osobą, którą znamy i z którą kiedyś połączyło nas coś wyjątkowego?
Badacze z Rutgers University odkrywają sekret – będąc w szczęśliwym związku podświadomie uznajesz osoby, które mogą wam zagrozić za mniej atrakcyjne niż rzeczywiście są, przede wszystkim gdy wykazują one zainteresowanie randkami czy po prostu są samotne. Nazwano to „devaluing temptation”, czyli podświadomym blokowaniem pokusy. Wszystkich wokół porównujesz ze swoim partnerem. Jeśli więc wszyscy inni poza nim/nią wydają Ci się mało atrakcyjni, nie masz powodu by zdradzać. Pozostajesz szczęśliwy.

Problemy, spory czy nieporozumienia to „chleb powszedni” każdego związku. Przecież żadna para nie może być ze sobą zgodna w stu procentach. Kluczem do udanej relacji jest rozmowa, wysłuchanie drugiej strony, skupienie się równie mocno na jej argumentach co i na swoich, znalezienie kompromisu. To normalne, że się różnimy, ale dajmy sobie czas na odkrycie, dotarcie się. Pierwsze miesiące związku to okres, gdy para się poznaje, ale wciąż pozostaje pod urokiem miłości, skupiając się tylko na pozytywnych cechach partnera, a gdy dochodzi do sporu zakładamy, że nasz luby domyśli się co takiego „przesrobał”. Może jest wspaniały, ale przecież nie potrafi czytać w myślach ;) Więc nawet gdy coś zaburza sielankę, pozostańmy wyrozumiali, słuchajmy i wspierajmy partnera. Nie odkładajmy rozmów na później, by następnie wypominać błędy sprzed miesięcy. Szanujmy czas spędzony osobno – to bardzo ważne, by zadbać także o siebie samego i poza związkiem mieć także swoje własne życie, ze swoimi obowiązkami i pasjami. A przede wszystkim nigdy nie traktuj swojego partnera za pewnik. To, że jesteście razem nie oznacza, że tak pozostanie i wzajemne starania nie są już potrzebne. Zacznij od codziennego „kocham cię” .


Na koniec warto zobaczyć to video:





Źródło:

https://www.psychologytoday.com/blog/liking-the-child-you-love/201608/the-seven-things-happy-couples-do

niedziela, 29 maja 2016

Psychologia ciąży


Ciąża jest okresem wyjątkowych zmian. Przynosi nadzieję i szereg nowych możliwości, ale również kryzys i dezorganizację życia. Dobre rozwiązanie tego kryzysu jest kluczowe dla zdrowia psychicznego zarówno matki jak i dziecka. Nawet gdy ciąża jest planowana i chciana, zawsze pozostaje niezwykle trudna dla kobiety. Pociąga za sobą wiele zmian psychicznych, hormonalnych, neurochemicznych i neurobiologicznych, mających miejsce w ciele i w mózgu. Ponadto powoduje renegocjację tożsamości i aktywuje uwewnętrznioną reprezentację self.

psychologia ciąży
from: americanpregnancy.org
Możliwości kobiety do poradzenia sobie z tą sytuacją są zależne od wielu wewnętrznych i zewnętrznych czynników. Po pierwsze, istotna jest jej własna psychika, jej osobisty sposób doświadczania trudnych emocji. To z kolei zależy od jej własnego dzieciństwa i pierwszych relacji z rodzicami, a także od relacji z ojcem dziecka, jego rodziną, także od społeczeństwa, kultury i statusu socjoekonomicznego. Dla kobiet, których funkcjonowanie psychiczne jest zachwiane, kryzys emocjonalny podczas ciąży może pociągnąć za sobą wiele długoterminowych konsekwencji dla niej samej, dla noworodka, a nawet całej rodziny. Do grupy kobiet wysokiego ryzyka są kobiety z wcześniejszymi problemami psychiatrycznymi (doświadczenie traumy, uzależnienie czy utrata dziecka) oraz nastoletnie matki, które dodatkowo mierzą się z stresem wywołanym zostaniem rodzicem w trakcie własnego dzieciństwa, często również niskim statusem ekonomicznym czy brakiem wsparcia rodziny.

Trzy trymestry i poród
Jak oczywiście wiemy, ciąża trwa trzy semestry. Na początku pierwszego kobieta może nie być wcale świadoma, że w jej ciele powstaje nowe życie. Pierwszymi sygnałami są poranne mdłości i zmiany nastroju. Wizyta u ginekologa i widok płodu powoduje, że dziecko wydaje się „prawdziwsze”, sprawia, że rodzice czują mocniejszą więź ze swoim dzieckiem.
W drugim trymestrze rozwój płodu jest dużo bardziej widoczny. Ciało kobiety się zmienia, co może rodzić problemy, szczególnie dla tych z problemami z obrazem własnego ciała oraz z historią poporodowych zaburzeń odżywiania. Co więcej, kobieta czuje ruchy dziecka, tak zwane „kopnięcia”, które są najbardziej znaczącym psychicznie momentem w czasie całej ciąży. Kobieta zaczyna myśleć bardziej rzeczywiście o dziecku, jej emocje kierują się do środka, skupia się na dziecku i zmianach mających miejsce w jej brzuchu.
W trzecim trymestrze dziecko osiąga swój maksymalny rozmiar. Kobieta także osiąga maksymalną wagę, co może powodować widoczny dyskomfort. Wciąż myśli także o narodzinach dziecka, które są już coraz bliżej.
Poród doświadczany jest zazwyczaj dość ambiwalentnie. Jest momentem niezwykle wzruszającym i szczęśliwym, ale, jak wiadomo, łączy się też niewątpliwie z wielkim bólem. Jednakże wiele badań potwierdziło, że kobiety informowane na bieżąco o procesie porodu, były mniej zestresowane i emocjonalnie spokojnie podczas i po porodzie.

Od strony psychologicznej
Warto również podkreślić, że emocjonalne zmiany i nerwowość w ciąży jest całkiem powszechna. Nawet stabilne i zdrowe psychicznie kobiety mają problemy psychologiczne w tym okresie. Zostanie matką aktywuje u kobiety zinternalizowaną relację z obiektem znaczącym, a dokładnie z jej własną matką. Właśnie przez identyfikację ze swoją własną matką kobieta może poczuć się matką. Doświadczając porodu zaczyna wyobrażać sobie co czuła kiedyś ona, dzięki temu widzi teraz matkę w bardziej pozytywnym świetle. Kiedy jednak relacja z matką była przykra, rozwija się negatywna identyfikacja, co może powodować lęk, ambiwalencję i konflikt. Zatem zinternalizowana reprezentacja obiektu jest kluczowa w procesie przygotowywania się na macierzyństwo.
Macierzyństwo powoduje również zmiany w Ja. Kobieta przyjmuje nową rolę, czego naturalnymi konsekwencjami są lęk, konflikt, depresja, labilność emocjonalna czy ambiwalencja. Najbardziej znacząca jest ambiwalencja, która jest najzdrowszą z tych uczuć, jednocześnie konieczną do właściwej adaptacji do ciąży.
Według Winnicott, kobiety przechodzą przez stan zwany „pierwotną troską macierzyńską”. To proces zaabsorbowania dzieckiem i opieką nad nim. W tym samym czasie dziecko jest wciąż uwięzione wewnątrz jej ciała, więc kobieta musi zachowując świadomość granic między psychiką własną a tą dziecka, wciąż identyfikując swoje uczucia jako swoje własne.
Bardzo ważne jest, by kobieta otrzymywała w tym okresie wsparcie od ojca dziecka, rodziny, przyjaciół czy lekarza.

Problemy z adaptacją do ciąży i macierzyństwa
Każda kobieta jest inna, wiec w różny sposób doświadcza ciąży. Jest jednak kilka czynników, które mogą spowodować, że adaptacja do ciąży będzie trudniejsza niż zwykle. Są to wcześniejsze zaburzenia psychiczne, uzależnienie, żałoba, przemoc, wcześniejsze poronienie czy brak wsparcia. Najtrudniej jest zaadaptować się do ciąży kobietom, które są zarówno podatne jak i miały wcześniejsze doświadczenia zaburzeń psychicznych. Mogą one doświadczyć poporodowego epizodu depresji.
Także okres poporodowy jest czasem zwiększonego ryzyka. Procent kobiet cierpiących z powodu depresji poporodowej waha się miedzy 10 a 15%. Co więcej, około 80% kobiet doświadcza 'baby blues', łagodne formy depresji. Wiele kobiet cierpi z powodu lęku, depresji i stresu już w czasie ciązy. Kobiety martwią się zmiana w swoim ciele, zdrowiem dziecka, spodziewają się, że poród będzie doświadczeniem bolesnym. Obawiają się zmian, które przyniesie poród – tych zarówno w życiu miłosnym, osobistym jak i związanym z pracą czy wydatkami finansowymi. Wiele badań pokazało, że nawet niewielka reakcja kobiet na łagodny stresor ma wpływ na puls płodu. Matki z wyższym poziomem lęku i depresji wykazują jeszcze większy wpływ na tętno dziecka. Jedno badanie pokazało nawet związem między lękiem i depresją matki a rozwojem psychicznym i motorycznym dziecka w 2 roku życia.
Najniebezpieczniejszym zaburzeniem jest PTSD czyli zespół stresu pourazowego. Badania wskazały, że wcześniejsza osobista trauma ma negatywny wpływ na przywiązanie między matką a dzieckiem. Około 3 do 7% spośród kobiet w ciąży zostało zdiagnozowanych z PTSD. Powodem był odczuwany brak kontroli powiązany z zmianami w ciele, skomplikowanymi procedurami medycznymi, neurohormonalnymi i psychospołecznymi zmianami. Ponadto zaburzenie to powiązane jest też z zachowaniami wysoko ryzykownymi dla zdrowia jak palenie papierosów, spożywanie alkoholu, używanie narkotyków czy niewystarczająca opieka prenatalna. Objawy traumy są również negatywnie skorelowane z refleksyjnością rodzicielską, zdolnością do wyobrażenia sobie dziecka i siebie samej jako rodzica.
Równie trudny może okazać się okres ciąży dla nastoletnich matek. Obecnie około połowy z nastolatek rodzi dzieci w ciągu roku. Młode matki wciąż pozostają nastolatkami i same wciąż się rozwijają. Problemy z jakimi dodatkowo muszą się zmierzyć to indywidualne problemy emocjonalne, konflikty wewnątrzrodzinne, niedokończona edukacja czy nawet bezdomność.

Poronienie i aborcja
Utrata ciąży i aborcja znacząco determinuje emocjonalną adaptację do ciąży. Poronienie jest definiowane jako śmierć płodu w ciągu pierwszych 22 tygodni ciąży. Wiele kobiet i ich partnerów ma problemy z pogodzeniem się z tą traumatyczna stratą, wiele z nich ma problemy psychiczne jak PTSD, depresja czy zaburzenia lękowe. To zrozumiałe, bo kobiety tracą w ten sposób cząstkę siebie.
Poronienie może obudzić wcześniejsze doświadczenia i powodować niekończącą się żałobę. Nierozwiązana żałoba dodatkowo może być spowodowana brakiem wsparcia od rodziny po utracie dziecka czy organizacji pogrzebu płodu. W jednym badaniu zachęcano kobiety do zobaczenia i trzymania swoich zmarłych płodów. Kobiety, które się na to zgodziły były bardziej lękowe i wykazywały później objawy PTSD. To zrozumiałe, że w takiej sytuacji kobiety prędzej czy później pragną kolejnego dziecka, jednakże koniecznym jest pogodzenie się z utratą i przeżycie żałoby, przed podjęciem decyzji o kolejnej ciąży.
Aborcja jest zupełnie innym rodzajem utraty dziecka. Kobiety decydują się na przerwanie ciąży, bo nie czują się gotowe na bycie matkami. Niektóre decydują się na aborcję z powodów medycznych, jak na przykład wady genetyczne dziecka. Jednakże za każdym razem decyzja ta wiąże się z ogromnym konfliktem wewnętrznym i ciężkim stresem. Kobiety czują poczucie winy, smutek i lęk. Niektóre nawet zgłaszają sny o ich utraconym dziecku.

Interwencja psychologiczna
Psychoterapia jest najlepszym rozwiązaniem dla kobiet z problemami psychicznymi podczas ciąży oraz po porodzie. Czasami pomocne okazują się leki, na przykład dla kobiet z epizodami manii (a mania może powodować niebezpieczne zachowania jak np. nadużycia narkotyków, nieodpowiedzialna jazda samochodem czy przypadkowy seks bez zabezpieczenia – wszystko to może narazić dziecko na poważne problemy zdrowotne). Każdy lek jest względnie bezpieczny, jednak stosowanie każdego wiąże się z ryzykiem.

Klinicyści z USA rozwinęli wiele form interwencji dla kobiet i ich rodzin, skupiając się na problemach emocjonalnych, psychicznych czy społecznych. Związane są one także z terapią psychologiczną. Najbardziej znanym programem w USA is the Nurse-Family Partnership. Pielęgniarki odwiedzają matki już przed narodzeniem dziecka, podczas ostatniego trymestru ciąży. Wizyty domowe kontynuowane są do drugich urodzin dziecka i skupiają się na samoopiece, opiece nad dzieckiem i procesie jego rozwoju.

W Polsce, dokładniej w Warszawie funkcjonuje np. Program opieki nad kobietami w ciąży pod nazwą „Zdrowie, Mama i Ja”, obejmujący systematyczną opiekę medyczną i nadzorowanie przebiegu ciąży fizjologicznej. NFZ rozpoczął ponadto wdrażanie programu opieki koordynowanej nad kobietą w ciąży i już od lipca placówki, które przystąpią do konkursu i spełnią określone kryteria, będą mogły realizować program. Żadne z tych programów prawdopodobnie nie będzie obejmowało opieki psychologicznej... Trwają też prace nad programem opieki koordynowanej kobiet w ciąży, które spodziewają się dziecka z wadą płodu uniemożliwiają przeżycie. W tym przypadku jednak kobiety mają mieć zapewnioną opiekę psychologa. Zobaczymy jednak jak będzie w rzeczywistości. 


Artykuł napisany w oparciu: Handbook of Infant Mental Health, chapter 2 – The psychology and psychopathology of pregnancy.


niedziela, 22 maja 2016

Ja, Ty i... Facebook


Psychologia związku w internecie

Otaczający nas świat rozwija się w zastraszającym tempie. Listy już dawno wymieniliśmy na smsy i wiadomości za pośrednictwem portali społecznościowych. Niektórzy przestali się już nawet widywać, bo idealnym tego substytutem stały się rozmowy video za pośrednictwem smartphonów. Paradoksalnie, siedząc przed ekranem komputera w domowym zaciszu, jesteśmy bliżej innych niż kiedykolwiek wcześniej. Publikujemy, oceniamy innych, komentujemy. Chwalimy się partnerem, obnosimy się z naszymi uczuciami i publicznie celebrujemy miłość. Czy w tym całym internetowym ekshibicjonizmie jest jeszcze miejsce na intymność?

Jak się okazuje – związek zadeklarowany na znanym portalu społecznościowym bywa trwalszy od innych. Potwierdza to Dr Catalina Toma z University of Wisconsin–Madison, która prześledziła internetową aktywność wielu par, jednocześnie przeprowadzając z nimi wywiady. Wynik wskazywał jednoznacznie na korelację między wysoką aktywnością pary w internecie a większą trwałością związku. Czy zatem w dobie Facebooka oficjalne zadeklarowanie swojego związku w internecie to decyzja na miarę zawarcia związku małżeńskiego? Z drugiej strony, badania dr Russela Claytona z University of Missouri wykazały, że korzystanie z portali społecznościowych może być początkiem konfliktu w związku. Im więcej czasu jeden z partnerów spędza w internecie, tym większa skłonność drugiego do kontrolowania i śledzenia jego aktywności. A może temu pierwszemu chodzi tylko o popularność, uznanie i zazdrość setek znajomych?

Błędne koło słabej samooceny
Brytyjscy psychologowie, na czele z dr Tarą Marshall, powiązali poziom aktywności użytkowników Facebooka z ich osobowością (za pomocą kwestionariuszy opartych na teorii tzw. Wielkiej Piątki), wnioskując, że osoby o niższym poczuciu własnej wartości są bardziej skłonne do publikowania w internecie treści dotyczących ich życia prywatnego i uczuciowego. Nie bez powodu więc głównym celem internautów jest publikowanie zdjęć ze swojego idealnego życia. Dzielą się swoim wspaniałym nastrojem, meldują się w modnych miejscach, fotografują się z popularnymi osobami. A przecież każdy idealny post niesie za sobą idealną gratyfikację – lajki, komentarze, udostępnienia. Ale czy dziesiątki zdjęć i postów pokazujących swoje idealne życie pomagają w utrzymaniu wyższej samooceny? Niestety, jedynie doraźnie, a najsłabiej wtedy kiedy próbujemy stworzyć w internecie fałszywy obraz własnej osoby. Stąd błędne koło: niska samoocena, publikowanie nowego zdjęcia, pozytywny feedback z sieci, lepsze samopoczucie... i znowu spadek, prowadzący do publikowania nowego zdjęcia.

Post lekiem na kryzys
A co jeśli te idealne związki naszych znajomych nie są aż tak idealne? Wyobraźmy sobie – jesteśmy w idealnym związku. Jesteśmy zakochani i pewni miłości drugiej osoby. Ufamy sobie nawzajem. Rozumiemy się bez słów. Spędzamy wspólnie czas i spełniamy swoje marzenia. Planujemy wspólną przyszłość... przyszłość we dwoje. Ale to dla nas za mało. Włączamy do związku „tego trzeciego” - Facebooka. Przerywamy romantyczną randkę pod gwiazdami, by pochwalić się momentem. Tylko czy na pewno chcemy przekonać o swoim szczęściu innych ludzi, a nie samych siebie? Według Personality and Social Psychology Bulletin obsesyjnie opisywane w mediach społecznościowych związki często wcale nie są takie idealne. Innymi słowy – im para jest bardziej zaniepokojona swoim związkiem, tym częściej i dosadniej podkreśla jego wspaniałość w sieci, próbując udowodnić innym, że wszystko jest w porządku. I odwrotnie – ludzie, którzy czują się szczęśliwi i pewni w związku na ogół unikają publikowania w sieci podobnych informacji. To lęk przed kryzysem w związku motywuje do obnażania swego życia, a to z kolei pozwala poczuć się lepiej i bezpieczniej. A jako wisienkę na torcie można uznać badanie sugerujące, iż brak statusu związku na Facebooku bywa traktowany przez kobiety jako efekt braku zaangażowania ze strony jej mężczyzny. „Gdybyś mnie kochał to zmieniłbyś status na FB na w związku...”.

Czy zatem jeśli około 60% z Fejsbukowiczów z dumą prezentuje status związku, to czy oni wszyscy mają słabe poczucie własnej wartości i problemy w związku, których nie potrafią naprawić inaczej? A może po prostu wszyscy ulegamy modzie na internetowy lans i żaden facebookowy ekhibicjonizm nie powinien już nikogo dziwić? Pytań jest wiele, ale jednego jestem pewna – od dzisiaj zaczniesz analizować profile swoich znajomych i częściej zastanawiać się co im tak naprawdę siedzi w głowach...




środa, 18 maja 2016

Kochajmy nasze ciała!

Kochajmy nasze ciała!


We współczesnym świecie ciało stało się najważniejszym dobrem. Spędzamy godziny, by dobrze prezentować się w oczach innych. Pracujemy nad nim, poprawiamy, korygujemy, trenujemy, głodzimy. Wszystko po to, by uczestniczyć w walce o bycie lepszym, piękniejszym, modniejszym czy szczuplejszym, a jednak rzadko uznajemy się za wystarczająco pięknych. Potwierdzają to badania – ponad 80% kobiet oraz 20-60% mężczyzn jest niezadowolonych ze swojego wyglądu.


Obraz ciała
definiuje się w psychologii jako zmysłowy obraz jego rozmiarów, kształtów, formy oraz uczuć dotyczących ciała. Osoby z pozytywnym obrazem swojego ciała, a więc odczuwające satysfakcję z własnego wyglądu, odznaczają się wyższą samooceną, poczuciem atrakcyjności, większą pewnością siebie oraz wyższym poczuciem szczęścia. Ciągła ekspozycja na medialne przekazy hołdujące wychudzonym kobietom o nieskazitelnym ciele, nota bene szczegółowo podrasowanym w programach graficznych, sprawia, że współczesne, rzeczywiste kobiety uwewnętrzniają przekonanie, że jedynym ideałem piękna jest kobieta chuda. Nie mniejszą presję na płeć piękną wywiera samo otoczenie, co w efekcie prowadzi do spadku samooceny, gdyż idealnie chuda sylwetka jest celem nieosiągalnym dla większości kobiet. Badania Stice'a przeprowadzone na amerykańskich nastolatkach wykazały, że oba te czynniki przyczyniały się do spadku zadowolenia z własnego ciała, a to następnie prowadziło do negatywnych emocji i prób pozostawania na diecie, czego ostatecznym efektem były objawy anoreksji i bulimii.

Skąd to się bierze? Jedna z popularniejszych teorii poznawczych odwołujących się do struktury Ja, teoria rozbieżności Ja E.T. Higginsa, rozróżnia trzy obszary Ja: Ja realne, czyli to jak jednostka ocenia samą siebie, Ja idealne czyli to jaką chciałaby być oraz Ja powinnościowe obejmujące wymagania i oczekiwania innych. Celem jednostki jest zmniejszenie rozbieżności między Ja realnym oraz Ja idealnym i Ja powinnościowym, czyli stanie się osobą jaką jednostka sama chciałaby być oraz taką, jaką być powinna. Okazuje się, że rozbieżność między tym jak się oceniamy a tym jacy być powinniśmy może wywierać destrukcyjny wpływ na zachowanie i powodować chroniczny dystres, objawiający się lękiem, niepokojem, napięciem czy zdenerwowaniem. Jednostka czując, że jej ciało nie spełnia oczekiwań otoczenia, koncentruje się jedynie na negatywnych wynikach swoich działań co silnie motywuje ją do unikania niepowodzeń i poszukiwania bezpieczeństwa, a to wszystko hamuje proces jej samorealizacji i jej pozytywną motywację osiągnięć.
Do teorii tej odnosi się Thompson, pisząc że powodem zaburzeń w zakresie wizerunku ciała jest rozbieżność między obecną oceną naszego ciała a jego wyobrażonym ideałem (czyli między Ja realnym a Ja idealnym). Duża rozbieżność może przyczynić się do wystąpienia zaburzeń odżywiania.
Z kolei teoria poznawczo-behawioralna wyjaśnia nasz sposób oceny własnego ciała wskazując na pewne sytuacje w naszym życiu, które mogą aktywować stereotypowe myślenie o naszym ciele oraz jego ocenę. Może być to na przykład obnażanie się, ocena społeczna, opinia i porównania społeczne, ważenie się czy zmiany w wyglądzie. Aby uchronić się przed negatywnymi myślami dotyczacymi ciała, stosujemy wyuczone strategie: nagminne unikanie ekspozycji własnego ciała, regularne zabiegi upiększające czy głodówki.

Badania wskazują, że niezadowolenie z wyglądu dotyczy zwykle jego wybranego atrybutu, przede wszystkim kształtu sylwetki oraz wagi ciała, ale często również twarzy lub włosów. Co więcej powodem negatywnej oceny swojego ciała może być nie tylko istniejąca, łatwa do zaobserwowania nadwaga, ale również przekonanie o tym, że jest się grubym, co jest szczególnie widoczne wśród osób niegdyś otyłych, a później szczupłych. Jednakże, jak zauważył David Garner niezadowolenie z ciała nie może samoistnie wywołać zaburzeń odżywiania, jest jednak czynnikiem ryzyka odpowiedzialnym za pojawienie się oraz utrzymywanie zachowań mających na celu kontrolę wagi ciała.

Również relacja z ojcem ma istotny wpływ na kształtowanie się poznawczego wyobrażenia kobiety na temat własnego ciała oraz jej uczuciowego stosunku do siebie samej. Odrzucenie przez ojca kobiecości jego dorastającej córki, może zahamować jej późniejszy rozwój w obrębie jej seksualności oraz prowadzić do braku akceptacji własnego ciała. Te z nas, które doświadczyły takiego odrzucenia mogą skupić przesadną uwagę na zabiegach poprawiających wygląd lub wręcz przeciwnie, zupełnie go zaniedbywać. Podejrzewa się, że objawy anoreksji są często nieświadomą próbą opóźnienia momentu dojrzewania, by utrzymać bliskie relacje z ojcem. Kontrola jedzenia staje się jedynym sposobem na poradzenie sobie z brakiem miłości i jakiegokolwiek zainteresowania z jego strony. Dodatkowo niskie poczucie wartości staje się powodem wzmożonej uległości wobec presji kulturowej oraz mody na odchudzanie. Równie istotne są wzorce i standardy wizerunku ciała przekazywane przez rodziców w formie bezpośrednich komunikatów lub zaobserwowane na podstawie funkcjonowania osób znaczących. Próby podjęcia diet odchudzających przez matkę oraz jej krytyczne spojrzenie na własne ciało często budzą jednakowe uczucia u córki. Bardzo bolesne mogą okazać się również uwagi skierowane do adolescentek, których ciało właśnie ulega naturalnym zmianom fizycznym.

W wirze codziennych spraw często zapominamy więc, że jedyną osobą, z która spędzamy każdą sekundę swojego życia jesteśmy MY sami. Skoro więc sami sobie jesteśmy najważniejszymi towarzyszami własnego życia, czyż nie jest ważne byśmy w pełni się akceptowali i czuli zadowolenie z tego jacy jesteśmy? Właśnie dlatego warto skupić się na naszym własnym szczęściu i dać sobie to, co najlepsze. Zdrowa, rozsądna miłość do siebie samych i akceptacja swoich ciał jest podstawą lepszego samopoczucia, jak i kontaktów z innymi ludźmi.

Aby dać się w pełni pokochać drugiej osobie, najpierw musimy czuć się dobrze w swoich ciałach i być pewnym, że na tę miłość zasługujemy. Nie możemy przecież oczekiwać od innych wiary w nas samych, skoro sami w siebie nie wierzymy. Nie możemy być szczery z innymi, skoro oszukujemy siebie samych. Nie możemy oczekiwać opieki i zainteresowania, skoro sami nie wiemy jak sobie pomóc. I w końcu nie możemy też oczekiwać, że ktoś inny nas zaakceptuje i dowartościuje, skoro sami jesteśmy niepewni siebie i oceniamy siebie jako niewartościowych. I to nie wskazówka na wadze, kształt bioder czy niewystarczająco umięśniony brzuch jest powodem tego stanu – problem nie tkwi w naszych ciałach, ale w naszych umysłach i to na zmianie myślenia powinniśmy się skupić.

Przestań więc oskarżać swoje ciało o niepowodzenia w Twoim życiu, to nie ono jest winne. Doceń siebie za to, co najlepiej potrafisz zrobić. Nie pozwól by cudze uwagi czy komentarze decydowały o tym jak czujesz się w swojej skórze. Nie myśl, że Twoje obecne ciało nie spełnia Twoich oczekiwań i nie jest dokładnie takie, jakie chciałabyś mieć. Twoje ciało jest doskonałe właśnie takie, jakie teraz jest. Nie pozwól by Twoja waga czy rozmiar spodni definiował Twoją osobowość – jesteś czymś więcej niż jakimś numerem, a najważniejsze jest to jak się czujesz, nie to jak wyglądasz. Przestań oczekiwać, że będziesz szcześliwsza ze swoim ciałem, gdy osiągniesz swój cel, bo w ten sposób marnujesz tylko kolejne cenne dni swojego życia. Przyjrzyj się więc dokładnie odbiciu w lustrze – jesteś piękna właśnie taka, jaka jesteś. A gdy zaczniesz się szanować wprowadzisz też inne, racjonalne zmiany w swoim życiu – Twoje ciało zasługuje przecież na zdrowy i bogaty w wartości odżywcze posiłek, ćwiczenia fizyczne czy odpoczynek. A jak wykazały badania – człowiek pewny siebie jest odbierany przez otoczenie jako bardziej atrakcyjny.

Miłość do siebie samego jest najlepszym, najzdrowszym wyborem. A kiedy pokochamy siebie, zawsze będziemy mieć obok osobę, która nas szanuje, wierzy w nas i akceptuje. Szczęście będzie tylko skutkiem ubocznym.






Psychologia służy nam wszystkim!

Kochani!

W mojej głowie od zawsze wiele się działo. Lubię czytać, obserwować, wyciągać wnioski. Proste sytuacje społeczne zawsze były dla mnie źródłem moich małych badań i eksperymentów. Zafascynowana ludźmi, ich głębokimi procesami psychicznymi, motywacją i psychopatologią wylądowałam na studiach psychologicznych, na których zanurzam się w czeluściach ludzkiej psychiki. Moje szczególne zainteresowania skupiają się wokół tematyki patologii relacji i więzi partnerskiej, autodestruktywności, zaburzeń afektywnych i osobowości, zaburzeń odżywiania i zaburzeń okołoporodowych. Bardzo bliska jest mi tematyka psychologii kobiety - czuję się stuprocentową, dumną kobietą i tę kobiecość uwielbiam w sobie pielęgnować. W wolnym czasie spotykam się z przyjaciółmi, idę do kina, podróżuję. Po studiach pragnę pomagać innym pracując jako psychoterapeuta. 

Na moim blogu poruszam tematy problemów, które dotykają nas wszystkich. Chcę udowodnić, że psychologia nie jest "czarną magią", pseudonauką czy stosem abstrakcyjnych pojęć. Psychologia służy nam wszystkim! Mam nadzieję, że każda z Was znajdzie tu coś dla siebie. Życzę miłej lektury!